#Maja
Wedle oczekiwań
zabawa trwała do wczesnych godzin porannych. Najwytrwalsi, z Łasko w stroju
sułtana, przywitali godzinę siódmą rano w rytmach tureckich i włoskich hitów. Wy
jako świadkowie również staraliście się dotrzymać kroku reszcie gości,
aczkolwiek twój luby wymiękł w starciu z panem młodym. Byłaś niemal pewna, że
trzeba będzie go podnosić dźwigiem, a do tego z całą pewnością czekały go
godziny zwierzeń w toalecie. Bo kiedy opuszczaliście salę weselną po godzinie
szóstej Kubiak nie wyglądał za dobrze, przeciwnie do Łasko, który emanował
energią. Byłaś tylko ciekawa do której mu jej wystarczy i czy w ogóle opuści tą
salę. W każdym bądź razie, wypoczynek po
weselnym szaleństwie nie był zbyt długi, bo po zaledwie kilku godzinach snu
musieliście dopełnić obowiązku drużby. Ty prócz niewyspania czułaś się
znakomicie czego niestety nie mógł powiedzieć Michał. Generalnie nie był zbyt
życiowy, a na wszelkie zaproszenia do biesiadnego stołu były odmowne. Przez
chwilę zastanawiałaś się czy aby z nim wszystko w porządku, jednak po kilku
sekundach zastanowień przypomniałaś sobie, że przecież Kubiak był coś za długo
w domu. Nazajutrz czekała go podróż na zgrupowanie do Bełchatowa. Tak, więc
misja pod tytułem wrócić do żywych, czas start.
-Zagroziłaś Kubiakowi
rozwodem?-pyta Iga
-Czemu pytasz pani
Łasko?-spoglądasz w jej kierunku
-Bo siedzi tutaj
kulturalnie, odmawiając Łasko chyba z dziesięć razy. Chcesz żeby mój mąż się
załamał?
-Siedzi grzecznie bo
jutro jedzie na zgrupowanie koneser jeden i musi wrócić do życia.-chichoczesz,
a jak na zawołanie przy waszym stole pojawia się sprawca całego zamieszania
-Michaś, mój ulubiony
sułtanie, najwierniejszy kompanie mojej ziemskiej wędrówki. Powiedz mi no, coś
ty taki nie w sosie? Ni sety ni drina. Choryś? Przynieść ci coś?-pyta
troskliwie
-Łasko moczymordo daj
mi spokój, błagam.-krzywi się
-Ale Michaś sułtanie,
mów jak na spowiedzi, co ci leży na tym sułtańskim serduszku?
-Nic debilu, jutro
muszę jechać na kadrę, wolę trafić do Bełchatowa, a nie do Norwegii.
-Ależ kompanie, luzuj
majty!-prycha Łasko- Chodź, walniem sobie łyka Ambrozji i zobaczysz, przejdzie
ci!
-O nie, więcej nie
idę do tego szatańskiego stołu rozpusty i alkoholizmu.-kręci głową
-Majka, co zrobiłaś
towarzyszowi?-pyta nagle atakujący- No zabij, podmienili go! Sułtan wódy nie
odmawia! Dima, dawaj flaszkę!-krzyczy
-Tylko żeby jej nie
wwiozła koza w rytm arabskiego tańca godowego.-prycha szatyn
-Ty mu podrzucaj
pomysły.-przewraca oczami przyjaciółka
-Kochanie spokojnie,
nie tym razem. Koza Izabella ma teraz przerwę na jedzenie.-dodaje ze śmiertelną
powagą, na co w odpowiedzi niemal natychmiast słychać spazmatyczny śmiech
Kubiaka. To była chyba jedyna prawidłowa reakcja na jego słowa. Im dłużej się
zastanawiałaś nad tym, czy Łasko tylko żartuje wygadując te wszystkie głupoty,
tym bardziej się przekonywałaś, że on był śmiertelnie poważny. Twojemu ślubnemu
to nie przeszkadzało. Ba, on bawił się w najlepsze co chwilę dusząc się ze
śmiechu, aczkolwiek szczerze współczułaś Idze. Byłaś niema pewna, że po waszym
wyjedzie do Turcji Łasko wpadnie w żałobę. Żałowałaś, że w prezencie ślubnym
nie ofiarowaliście im jednak rocznego pobytu w klinice dla wybitnie podupadłych
na psychice. A jeśli o prezentach mowa, nadszedł czas na ich przejrzenie.
Oczywiście Łasko się za bardzo do tego nie kwapił, wolał chodzić za Kubiakiem
krok w krok, co rusz wymachując mu przed oczami różnorakimi trunkami.
-Chyba się boję.-mówi
niepewni Iga
-Kozy tam nie znajdziesz.-chichoczesz
-Szczerze
powiedziawszy wolę znaleźć kozę niż burkę.-wzdycha po czym przystępuje do
przeglądania podarków. Na pierwszy rzut oka, nie było wśród nich niczego nadzwyczajnego.
Oczywiście do czasu, gdy dostrzegłaś znajomą papeterię. Zachęcałaś Igę, aby
otworzyła wasz podarek, jednak w chwili, gdy został rozpieczętowany wybuchłaś
niepohamowanym śmiechem. Zamiast prezentu, który sama dokładnie zapakowałaś,
ujrzałaś… dywan. I to nie byle jaką wykładzinę z Dywanolandu, otóż to był to
produkt rodem z Turcji. W niego oczywiście zawinięta była złota butelka z
wizerunkiem kozy z tajemniczą zawartością.
-Mówiłam już, że
nienawidzę twojego męża?-z trudem powstrzymywała śmiech
-Wiesz, zawsze mogłaś
dostać strój sułtanki, to jest mniejsze zło.-odpowiadasz rozbawiona
-Lepiej nie kracz bo
Łasko mi ofiarował prezent weselny i przy wręczaniu go, był dziwnie
szczęśliwy.-kręci głową
-Może po prostu
dostaniesz na dvd wszystkie sezony „Wspaniałego stulecia”?-zastanawiasz się
-Zapomnij, Łasko ma
wszystkie odcinki nagrane.-mówi przyjaciółka- No dobra, raz się żyje. Najwyżej
go zabiję.-dodaje po czym bierze się za rozpakowanie prezentu od małżonka. Po
kilku minutach rozpakowywania kolejnych pudełek, wreszcie dociera do właściwego
prezentu. W międzyczasie pojawił się w waszym towarzystwie Kubiak, który z całą
pewnością chował się przed śledzącym go z butelką wódki, Łasko.
-Daję dychę, że to
jakaś turecka sukmana.-mówi zaciekawiony, a już po chwili wyje ze śmiechu na
widok szmaragdowej burki i… bonu na kurs hodowcy kóz. Sądząc po wyrazie twarzy
Igi, chwała Łasko, że nie było go w pobliżu, bo na pewno straciłby oczy.
-Co ja widzę! Moje
habibi otwiera suprajsy!-klaszcze w dłonie- Przymierzaj kobieto, jak coś to
oddam. A, no i pogrzeb dalej bo coś przeoczyłaś.-instruuje
-Łasko, jesteś
największym debilem na tym świecie.-komentuje go małżonka
-Ależ kochanie, nie
podoba ci się prezent? Bezterminowy bilet na lot do Ankary to super
sprawa!-mówi wyraźnie uradowany- Jak ci się zatęskni za małżonką mojego
niezastąpionego kompana to wsiadamy w samolot i jesteśmy!
-Kto ci kóz popilnuje
Łasko?-wtrąca Kubiak
-Spokojna
rozczochrana sułtanie, to już mamy załatwione.-macha ręką- A teraz musisz się
ze mną napić, bo kiedy ja cię powtórnie ujrzę?
-Zajął byś się żoną,
pomógłbyś jej burkę przymierzyć czy coś?-śmieje się szatyn
-Kubiaczyno moja
kochana, to ostatnie wspólne chwile na polskiej ziemi. No nie daj się
prosić!-niemal błaga
-Łasko odwal się i
nie łaź za mną z tą flaszką bo już ci coś powiedziałem.-grzmi ten drugi- Mam
jutro kadrę.
-Ooooooo
właśnie!-mówi jak oświecony- Iguś kochanie, szykuj graty bo jedziemy
trzydziestego sierpnia do Warszawy, a potem do Wrocławia. A potem gdziekolwiek
naszego sułtana i jego kampanię poniesie!
-Ja nie przeżyję tego
małżeństwa, ba, tych mistrzostw.-mówi Iga
-A tam gadasz, musimy
wspierać naszych Ahmedów!
-Tylko nie próbuj
wnosić kozy na halę bo dostaniesz zakaz wstępu na mecze, na swoje też.-dodaje
rozbawiony Kubiak
-Ty się tu nie wymądrzaj
cwaniaczku, to, że za dywan sobie przekupiłeś trenera inwalido ty wojenny, nie
znaczy, że możesz tu mędrkować. Właśnie uraziłeś uczucia Izabelli, moje też.
-Druga żona?
-To koza.-wyjaśnia
Iga
-Ponawiam pytanie, druga
żona?
-Łasko, zajmij się
żoną, a ty Kubiak wypad na salę.-zarządzasz w obliczu zbliżającego się
konfliktu na linii.
Po kolejnych dwóch godzinach zabawy musieliście niestety
opuścić swoich towarzyszy. Michał musiał jutro z samego rana jechać do Łodzi, a
czekało go jeszcze drobne pakowanie. Z pewnością szybciej byście opuścili
weselne progi państwo Łasko, gdyby nie pan młody przez pół godziny lamentujący nad
rozstaniem z przyjacielem. Co jak co, ale widok płaczącego Łasko zapamiętasz
chyba do końca życia.
#Iga:
Nie minęła godzina od ślubu, a już miewałaś wątpliwości co
do twojego zamążpójścia. Łasko obrał sobie chyba za cel wyrwanie z pamięci
całego wesela, sądząc po ilości wszelakich trunków jakie wlewał w siebie.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował ci kilku tureckich napoi. Nie
dałaś się zwieść namowom małżonka, ale niestety Kubiak nie był na tyle mądry.
- Łasko, przecież to jest czysty spirytus! - wydyszał po
upiciu łyka jednego z kilku arabskich alkoholi.
- Pij kochany, nie marudź, jakoś nie jęczałeś tak wczoraj,
kiedy wysuszyłeś cztery butelki...
- Słucham? - nagle obok was zmaterializowała się Maja,
bacznie obserwując swojego męża. - Ja się dziwię, że ty jeszcze żyjesz, Kubiak.
- Moja droga przyjaciółko mojej drogiej żony, stan mojego
wiernego towarzysza jest bardzo dobry, oceniam go na wręcz rewelacyjny. To taki
trening przed tą całą Ankarą, żeby się chłopak nie zapowietrzył tam. - ogłosił
sprawca całego zamieszania, czyli nie kto inny jak atakujący.
- Przepraszam za tego świra, niech on tylko doczeka
poniedziałku... - mruknęłaś przepraszająco do przyjaciółki, kiedy dwóch siatkarzy
oddaliło się w kierunku grupki sportowców. Oczywiście z kieliszkami i butlami
za pazuchą.
- Daj spokój, zobacz jak on się świetnie bawi. - zaśmiała
się brunetka. - A tak serio to szykuj psychiatrę, jeśli on w ogóle dożyje
jutra.
- Mam nadzieję, że nie. - westchnęłaś. - Dobra, Wójcik vel
Kubiak, czas chyba zwabić naszych towarzyszy.
- Niby jak? Nie mam żadnego arabskiego elementu, który
przywabi twojego ślubnego, a mój to już w ogóle popadł w alkoholizm przy stole
rozpusty. - wyszczerzyła się.
- Chodź potańczyć z ich kolegami, idę o zakład, że będą tu w
przeciągu dwóch minut. - uśmiechnęłaś się i niemal od razu wpadłaś w wir zabawy
na parkiecie. Jak też mówiłaś, nie zdążyłaś nawet wykręcić kilku kółek z
Damianem Wojtaszkiem, bo zostałaś porwana przez jedynego i niepowtarzalnego
Łasko. Taniec z nim nie należał do najbezpieczniejszych, więc nie dziwiłaś się
czmychającym przed wami ludzi. Generalnie twój mąż należał do bardzo
wyrafinowanych tancerzy, a jego umiejętności zapamięta każdy z gości.
Zwłaszcza, że po godzinie dwunastej zaprezentował wyjątkowy taniec brzucha,
wraz z widowiskowym zrzucaniem odzienia. Sama nie wiedziałaś, czy się śmiać,
czy płakać, ale nie miałaś za wiele czasu do namysłu, bo każdy chciał z tobą
zatańczyć, zamienić słówko, czy też wypić przysłowiowego kieliszka.
Po wycałowaniu i przetańczeniu dziesiątek piosenek z każdym
z wujków, udało ci się jakoś wyrwać do Mai i jej małżonka.
- Ciekawe gdzie podziewa się mój facet, pewnie już pod
stołem. - zagadnęłaś. Nagle zgasły światła, a cała uwaga skupiła się na wejściu
do sali.
- Wiesz Iga, teraz nieciężko go zauważyć. - parsknął
śmiechem Kubiak. Spojrzałaś na niego ze zmarszczonym czołem. Nie musiałaś długo
czekać, bo muzyka rodem ze "Wspaniałego stulecia" rozwiała twoje
wątpliwości. Przed wami, w nowiuteńkim stroju sułtana, od którego aż bił blask,
pojawił się główny wodzirej - Łasko. Przez jedną milisekundę stałaś z
rozdziawioną szczęką, by po chwili wrócił ci głos.
- Ja go kurwa mać zabiję. - szepnęłaś.
Byłaś chyba jedyną niezadowoloną na całe dwieście
pięćdziesiąt gości, bowiem wszyscy nagrodzili twojego wybranka gromkimi
brawami. Pomijając już fakt, że odtańczył przed nimi jakiś arabski taniec,
który przypominał ręczne pranie, przeraziłaś się widząc, że ukochany zmierza w
twoją stronę.
- No Iga, czas na zaprezentowanie naszych wspólnych
umiejętności, tak jak cię uczyłem! - odrzekł i porwał cię na środek. Już
wiedziałaś, że on się nigdy nie wyleczy i związałaś się z psychopatą. W dodatku
w tureckim stroju, rodem z ulubionego serialu twojej mamy i babci.
Atrakcji nie było końca, ale bądź co bądź, wszyscy bawili
się wyśmienicie. Chyba tylko ty uważałaś Łasko za wariata, bo reszta zabijała
się by chociaż raz zatańczyć z gwiazdą tej nocy. Podziwiałaś go, że pomimo
wysączenia połowy butelek z jego ulubionego stołu potrafił utrzymać się na
nogach. Jednego byłaś pewna - jak już padnie, to obudzi się gdzieś na święta
2018.
- Habibi ty moje, jak się czujesz z tą wspaniałą dla ciebie
wiadomością, że już nosisz moje nazwisko? - zapytał Michał, kiedy w końcu udało
mu się do ciebie przebrnąć. W końcu nie należało to do łatwych zadań, bo
niejedna twoja ciocia wolała zatrzymać go dla siebie.
- Zaczynam powątpiewać, czy dobrze zrobiłam przyjmując
oświadczyny. - odparłaś z rozbawieniem.
- Ciszej z takimi słowami, bo ciocia Jadzia chyba jednak wolałaby,
żebym był wolny. - wyszeptał konspiracyjnym tonem. Wybuchłaś śmiechem.
- Ale Łasko, powiedz mi, czy ty będziesz kiedyś normalny? -
zapytałaś siląc się na powagę.
- Ależ jestem, cały twój, niepowtarzalny, jedyny w swoim
rodzaju, niebywale seksowny...
- Oraz niesamowicie skromny, tak to ty, kochanie. -
pokręciłaś głową i oparłaś się o jego ramię. - Fajnie, że rozbawiłeś całe
towarzystwo, ale oni teraz nie będą chcieli opuścić tej sali, a ja szczerze
mówiąc już padam.
- Pani Łasko, dopiero druga! Co powiesz na mały wolny taniec
z mężczyzną twojego życia? - zapytał i uklęknął na kolano. - Czy pozwoli pani?
- Czy ty nawet z głupiego tańca musisz robić wydarzenie na
skalę światową? - przyklęk Michała począł wzbudzać kolejne rozbawienie, więc
szybko podałaś mu rękę i wróciłaś na parkiet. Po kilku "wolnych",
które wolnymi raczej nie były, nagle Kubiak wytrzasnął skądś mikrofon i zaczął
przemawiać.
- Drodzy zebrani, jak wiecie nasz pan młody, bo do
najstarszych nie należy, urodził się we Włoszech. Koledzy przysłali do niego
list, więc jestem zobowiązany go odczytać... Kolega Łasko nauczył mnie trochę
włoskiego, więc specjalnie dla was, zaprezentuję go w dwóch językach! - ogłosił
niczym wprawny lektor. Już wiedziałaś co nadchodzi, znając ową zabawę z uprzednich
wesel, ale Łasko po wysuszeniu wszystkich butelek w przeciągu dwóch stołów
wyglądał na mile zaskoczonego i ciekawego.
- A więc... Bongiorno Michałos frajeros! - nie mogłaś się
nie śmiać, widząc minę Łasko w szczególności po usłyszeniu ostatniego słowa. -
Dzień dobry...
- JA CI DAM KUBIAK FRAJEROS! - pogroził mu pan młody.
Przyjmujący nic sobie z tego nie zrobił i tylko pomachał przyjacielowi,
wracając do czytania.
Tradycyjnie owy telegram wzbudził wielki wylew śmiechu
gości. Ty także byłaś rozbawiona, bo do każdego zdania Kubiaka, Michał dodawał
swój komentarz. Godziny mijały a twój mąż ani trochę nie tracił werwy i zapału
do wymyślania coraz to nowszych figur tanecznych i tureckich akcentów.
Miarka się przebrała o siódmej rano, kiedy przytachał Bóg
wie skąd dmuchaną kozę i rozpoczął dzikie harce na owym zwierzęciu. W duchu
cieszyłaś się, że na sali prawie nikogo nie było, bo spaliłabyś się ze wstydu.
Kiedy o pół do ósmej ostatni goście opuścili parkiet i poszli na zasłużony
odpoczynek, nie zostało ci nic innego jak próba zaciągnięcia męża do apartamentu.
Z pomocą przyszli ci Maja i Kubiak.
- Widzę, że kolega zostaje. - zaśmiał się ten drugi, ale
przez jego wygląd przemawiało już zmęczenie i widoczny ubytek w pamięci.
- Oświadczył, że on nie ma zamiaru się stąd ruszać. -
mruknęłaś. - Łasko, chodź już, ty ledwo stoisz!
- Gdy cię nie widzę, wzdycham, płaczę... - zaczął kierując
swoje spojrzenie na ciebie.
- O nie, proszę cię, nie recytuj mi tu żadnych wierszy,rusz
to dupsko!
-... Tracę zmysły,kiedy cię zobaczę...
- Widzę, że mamy tu piękny okaz własnej inwencji twórczej
połączonej z twórczością niejakiego Mickiewicza, Michaś, masz mój głos! -
Kubiak przesłał weselnemu poecie buziaka w powietrzu. Spojrzałyście na siebie z
Mają i momentalnie westchnęłyście.
-... Jednakże, gdy cię długo nie oglądam...
- Milcz, Łasko, bo zaraz naprawdę mnie nie będziesz oglądał
i zostaniesz tu sam! - zagroziłaś mu.
-... Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam...
- KURWA MAĆ! - krzyknęłaś i wymierzyłaś mu siarczystego
policzka. - MARSZ DO HOTELU, ALBO ZOSTANIESZ ZABITY NA SWOIM WŁASNYM WESELU!
- Seni seviyorum, habibi ty moje! - nie zrobił sobie nic z
faktu, iż właśnie oberwał, a tylko spojrzał na ciebie z uwielbieniem i padł na
podłogę, zapadając prawdopodobnie w hibernację.
- Boże, daj mi siłę... -szepnęłaś, starając się nie patrzeć
na małżonka. - Będzie miał kaca jak stąd do tej pieprzonej Ankary.
- Igo Łasko, kac przychodzi i odchodzi, wódeczka nigdy nie
zawodzi! - odrzekł pijackim tonem Kubiak i uwiesił się na ramieniu Majki.
Nie miałaś pojęcia, jakim cudem udało ci się zaciągnąć pana
młodego do łóżka, jakkolwiek by to brzmiało. Nie mieliście jednak dużo czasu na
sen, bo o czternastej zaczynały się poprawiny. W przypadku Łasko to słowo
nabierało naprawdę dosłownego znaczenia. Żadne twoje obawy się nie sprawdziły,
bo na sali sprawiał wrażenie wyspanego, wypoczętego i gotowego na nowe
wyzwania.
- Jak samopoczucie? - zagadnęła cię Maja przy stole.
- O dziwo super... - zaczęłaś, ale nie dokończyłaś, bo przy
was zmaterializował się Michał.
- Moja mowa będzie krótka, czy na stole stoi wódka? -
zapytał wyszczerzony. - Kubiś, kochanie ty moje, coś taki markotny jesteś?
- Łasko, spieprzaj, po tych twoich tureckich denaturatach
mam dziurę w pamięci...
- A tam gadasz. Jak mawiają genetycy, do DNA! - odparł i upił
trochę ze swojego kieliszka. Posiedział przez chwilę w milczeniu. - No dobra,
to nie był dobry pomysł... - wyszeptał i niczym maratończyk pognał w stronę
toalety.
- Ktoś tu będzie przytulał się z muszlą... - zaśmiała się
Maja.
- I mam nadzieję, że już tam zostanie i wróci na koniec
poprawin. - pokręciłaś głową.
Mimo to wciąż miałaś nadzieję, że kiedyś twój mąż będzie w
miarę normalny...
~*~
wingspiker: Tak oto przed Wami najbardziej bekowy rozdział tego opowiadania. Przyznam, że my płakałyśmy pisząc i czytając, nawet czytając przed pisaniem posłowia nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu. Łasko jest po prostu jedyny w swoim rodzaju :D A teraz pora na małą naganę, wiemy, że teraz jest gorący okres w szkole bo same (przynajmniej ja) to odczuwamy, ale jeśli naprawdę zależy Wam na tym opowiadaniu, na co mamy nadzieję, zostawcie po sobie choć słowo. Liczymy na Was :)
Joan: Hej wam! Przyznam szczerze, że ten rozdział zapadnie mi w pamięci na długie lata! Za każdym razem, kiedy to czytam znajduję nowe powody do płakania ze śmiechu. Mam nadzieję, że wam również mała dawka złotych myśli Łasko poprawi humor! Jak już napisała Caro, nie zostawiajcie nas samych, bo to opowiadanie jest dla was, a bez odzewu w postaci komentarzy, nie ma ono sensu. Do następnego!