#Iga:
Tak to już jest, że poprawiny w mniemaniu gości weselnych nie należą do ulubionych. Po kilku godzinach snu i ogromnym zmęczeniu po prostu nie mogłaś się doczekać aż znajdziesz się we własnych czterech kątach i padniesz na jakieś dwadzieścia cztery godziny. Takie same myśli prawdopodobnie pojawiły się w głowie Michała, ale nie miałaś pewności, bo ukochany nie wyglądał na skorego do rozmów. Co więcej, jego kac miał rozmiary Europy i Azji razem wziętej. Podsumowując, towarzystwo nie nadawało się już do niczego.
- Jak tam samopoczucie? - zagadałaś już przy stole, sadowiąc się obok Mai.
- No powiem ci, że kości mnie trochę bolą i w głowie szumi, ale generalnie jestem zadowolona. - odparła z uśmiechem.
- Błagam was, dziewczyny, ciszej trochę. - mruknął Łasko, od dziesięciu minut mieszając kawę. Uniosłaś brwi i spojrzałaś wymownie na Maję. Ta natomiast wybuchła śmiechem i poklepała Michała po plecach.
- Widzę kolega Łasko w stanie wypoczętym i gotowym do nowych zadań, co? - wyszczerzyła się.
- Kobieto, nie krzycz tak, bo mi głowa pęka. - szepnął i ukrył twarz w dłoniach. - Też wam się wesela zachciało. Żebym ja chociaż coś pamiętał...
- Nie martw się, Michaś, kamerzysta uchwycił każde twoje obtańcowywanie Dimy i Wojtaszka, nie ukryjesz się przed tym. - nagle zmaterializował się Kubiak, o dziwo w stanie dużo lepszym niż jego kolega.
- Jezus Maria, Iga mnie z domu pogoni.
- No tak, bo przecież nic nie widziała wczoraj. - przyjmujący wywrócił oczami. - Oj, przyjacielu, ty do się dzisiaj do niczego nie nadajesz.
- Mam nadzieję, że dzień, góra dwa i wróci mój facet. - dodałaś z nadzieją w głowie.
- Co się już stało, to się nie odstanie, pewne ubytki w psychice pozostawią na zawsze małą lukę w mózgu. - odrzekł Kubiak-psycholog.
Reszta poprawin minęła w takiej samej sennej atmosferze, przerywanej pojedynczymi wspomnieniami z szalonej nocy, jaką dane było wam przeżyć. We Wrocławiu zostaliście jeszcze jeden dzień, który poświęciliście na odespanie i ogarnięcie pojedynczych spraw. Następnego dnia wyruszyliście w podróż powrotną do Jastrzębia. Oboje stęskniliście się już za maluchami, nie mogłaś doczekać się aż wycałujesz Hanię i Antka. Wpadliście do domu i niemal od razu do dziecięcego pokoju, ale ku waszemu niezadowoleniu dwójka małych terrorystów akurat spała.
- Ciszej, obudzicie bliźniaki, a dopiero co zasnęły. - ganiła was twoja mama i czym prędzej wypchała was do salonu, gdzie przeprowadziła z wami przesłuchanie odnośnie ślubu i wesela. Oczywiście od Michała nie dowiedziała się za wiele, bo miał jedną wielką czarną dziurę w pamięci, a z resztą zaraz zabrał się na siłownię. Byłaś pewna, że chciał po prostu uciec przed ciekawością twojej mamy na temat jego spostrzeżeń weselnych. Dni znów leciały jak szalone, znów zostaliście sami z dzieciakami, więc do waszego życia ponownie wkradła się rutyna. Pociechy skończyły miesiąc i sprawiły wam mały prezent w postaci swoich pierwszych uśmiechów. Mogłaś przyznać, że Michał kompletnie przepadł w tym wszystkim i sam zamienił swój mózg w różowy kisiel. Nie ma co, ale kilka razy nakryłaś go na wstawaniu w nocy i po prostu przesiadywaniu w pokoiku dziecięcym. Tak też było tej nocy.
- Mogę umrzeć ze szczęścia? - szepnęłaś, stojąc od kilku minut w progu i obserwując ukochanego, który nie zdawał sobie sprawy z twojej obecności.
- Wystraszyłaś mnie. - odparł, a ty zbliżyłaś się do niego i pogładziłaś go po torsie.
- Mam dwójkę kochanych maluszków i wspaniałego mężczyznę, chyba mam powód do radości, nie sądzisz? - wspięłaś się na palce by złożyć na jego ustach krótki pocałunek.
- A ja mam piękną narzeczoną... - zaczął.
- I?
- ... i teraz się nią zajmę... - odparł zadziornie i złapał cię w pół. Tak też zostałaś wyniesiona z powrotem do sypialni. Gdyby nie śpiące dzieci już na pewno krzyczałabyś na przemian ze śmiechem.
- A teraz co? - zapytałaś, przygryzając wargę.
- To. - szepnął i zamknął ci usta pocałunkiem. Co z tego, że było grubo po 2 w nocy. Jakie znaczenie ma to, że za ścianą dzieci sobie grzecznie spały. Jedynym problemem, który was dotyczył, była szybka pobudka. Nie minęły dwie godziny, a dwaj mali terroryści zza ściany rozpoczęli zmasowany atak na wasze zmęczone i śpiące oblicze. Hania i Antoś 1:0 Iga i Michał.
Następnego dnia wybrałaś się w końcu na mały spacer z maluchami, oczywiście w obstawie siatkarza, który nie miał kompletnie co ze sobą zrobić, bo Kubiaka wywiało na reprezentację. Wybraliście się do pobliskiego parku i po paru rundkach po alejkach, zasiedliście na jednej z ławek. Maluchy spały jak zabite.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Michała, a ten jak oparzony odskoczył kilkanaście metrów z dala od ciebie i rozmawiał z kimś przyciszonym głosem. Niewiele z tego zrozumiałaś i jak skończył spojrzałaś na niego pytająco. Wyglądał, jakby właśnie wygrał na loterii, więc tym bardziej byłaś ciekawa.
- Lecimy do domu, przed tobą misja, musisz spakować siebie, a najlepiej nas na weekend. - oznajmił, szczerząc się.
- Nie rozumiem... - pokręciłaś głową.
- Jedziemy na małe wakacje, co prawda trzydniowe, ale lepsze to niż nic, prawda? - dodał.
- Zwariowałeś. Przecież...
- Nie krzycz, dzieciaki zostają. Wpadają moi rodzice i się wszystkim zajmą, należy się nam mały odpoczynek.
- Wariat z ciebie. I niby dokąd jedziemy?
- Na Mazury. Wiem, że żadne z tego ciepłe kraje, ale myślę, że będzie miło. - odparł, wyraźnie z siebie zadowolony. - Nawet nie mów, że ci się nie podoba.
- Boże, pewnie, że mi się podoba, ale ja nie mogę się nadziwić, jakim cudem ty takie atrakcje wymyślasz i ja się niczego nie domyślam. - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w policzek. - Urodzony organizator.
- Niejedno biuro podróży chciałoby mieć takiego pracownika. Ale wiesz dokąd nie zrealizowałbym wycieczki? - zagadnął. Już wiedziałaś co nastąpi za chwilę. - Do Turcji. Bo niby kto chciałby tam jechać, a ten, który już się na to decyduje, to musi mieć naprawdę nasrane. Wyobrażasz sobie żyć pomiędzy tymi Ahmedami? - pokręcił głową. No tak, temat Ankary nigdy nie śpi.
Wróciliście do domu, gdzie czekali już na was państwo Łasko. Naprawdę dziwiłaś się, że siatkarz potrafił to wszystko tak dobrze zaplanować, że niczego się nie domyśliłaś. Godzina, a już pędziliście drogami Polski ku Mikołajkom! Misja Mazury, czas start!
Po dojechaniu na miejsce i rozpakowaniu, był już wieczór, ale korzystając z jego uroków już wybraliście się nad jezioro. Pod osłoną mroku zapierało dech w piersiach. Następnego dnia korzystaliście z atrakcji, jakie mieliście pod nosem i cały dzień byliście w ruchu. Zapomniałaś już jak to jest nie musieć przejmować się wszystkim wokoło, a jedynie "leżeć do góry brzuchem". Sobota minęła wam można rzec wspaniale, dawno nie czułaś się taka rozluźniona i pełna energii. Wieczorem załapaliście się na jakąś zabawę, a raczej koncert, festyn, czy cokolwiek to było, więc radości nie było końca. Musiałaś przyznać, że narzeczony wykazał się niezłą znajomością tych terenów, tak, że w jeden dzień udało się wam zaliczenie każdej tutejszej atrakcji. Całą niedzielę spędziliście nad wodą, tobie udało się złapać jako taką opaleniznę, a siatkarz potrenował swoje liche umiejętności pływackie. Oczywiście nie obyło się bez wrzucenia cię do jeziora, chociaż zarzekałaś się, iż nie masz zamiaru tam wchodzić. W końcu czym byłyby "wakacje" bez takich szaleństw?
W poniedziałkowy poranek oboje byliście w dobrych humorach, ale niestety przyszło wam już wracać do Jastrzębia. Oprócz wiadomej tęsknoty za małymi terrorystami, najchętniej zostalibyście tam na dłużej. Obiecaliście sobie, że jak dzieciaki podrosną to zrobicie sobie tam dwutygodniowy wypoczynek. A co, jak szaleć to szaleć!
Podczas zbierania gratów z domku i mozolnego pakowania, rozbrzmiał dzwonek twojego telefonu. Dopadłaś go i rozpoczęłaś rozmowę z panią Kubiak, oczywiście.
- Nie zgadniesz co ten ciamajda sobie zrobił! - zaczęła od razu.
- Słucham. - odparłaś.
- Był na odnowie i kuźwa złamał sobie paliczki! No odjebało mu kompletnie, jak można na basenie sobie całą rękę że tak powiem zdupić. No normalnie siedzę z nim u tego lekarza czwartą godzinę i zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. - wydusiła z siebie. No ładnie, tego to się nie spodziewałaś.
- I jakie rokowania?
- No co najmniej 4 tygodnie pauzowania z gipsem na ręce. No powiedz mi, jakim trzeba być... - ściszyła głos. - Dobra, nie będę na niego gadać, bo tak jakby siedzi obok mnie. - zaakcentowała ostatnie słowa i westchnęła. - Macie ochotę na odwiedziny we Wrocku? Łasko pilnie potrzebny, bo mi się chłop mazgai.
Nie rozmawiałyście za długo, ale obiecałaś jej, że wpadniecie na szybko do Wrocławia. Ledwo wyłączyłaś rozmowę, a rozległ się odgłos telefonu Michała.
- Allah akbar, co tam się dzieje, kolego? - usłyszałaś takie oto powitanie i już wiedziałaś, że Kubiak nie chcąc być gorszy, również zadzwonił w celu wyżalenia się.
- Co? Jakie paliczki? Co, kurwa? NA ODNOWIE? Nie, Kubiak, jaja sobie robisz, dobra, dobra, śmieszne, ha ha ha, a teraz koniec żartów. Jak to prawda? No nie gadaj, jak można sobie coś takiego zrobić na basenie?! CZY TY KURNA OCIPIAŁEŚ?
Wygląda na to, że atrakcje dopiero przed wami.
#Maja
Szczerze powiedziawszy nie pamiętałaś nawet kiedy ostatnio się tak wyszalałaś. Nawet na weselu swojego brata pomimo, że byłaś po nim niesamowicie zmordowana drugiego dnia to się tak nie wybawiłaś. Przez tych dobrych kilkanaście godzin zabawy zdążyłaś obtańcować niemal wszystkich panów z waszych rodzin, co najmniej pół reprezentacji Polski jakie się pojawiło na weselu, a także cały zespół z Jastrzębia, nie zapominając przy tym o większej liczbie dzikich pląsów ze swoim ślubnym, czy niezastąpionym drużbą Łasko. Byłaś pełna podziwu, iż pomimo ilości alkoholu jaki w siebie wlali obydwaj z Michałów, funkcjonowali wciąż bez zarzutów. Z całą pewnością mając z tyłu głowy wspomnienia sylwestrowej nocy był to niesamowity postęp w ich wykonaniu. Tym bardziej, że im bliżej poranka tym był aktywniejsi, z resztą jak część towarzystwa, która wciąż pozostała na sali i ani myślała o wyjściu. Oczywiście twój małżonek nie byłby sobą gdyby od godziny piątej nie namawiał cię usilnie na opuszczenie zabawy. Po dwóch godzinach jego jęków i marudzenia, wreszcie dałaś za wygraną. Byłaś wręcz skonana, nogi wołały o pomstę do nieba, a i po wypiciu pierwszy raz od paru miesięcy niewielkiej ilości alkoholu lekko szumiało ci w głowie, więc przystałaś na jego prośby, co spotkało się z wielką aprobatą zainteresowanego.
-O nie słoneczko, nie idziemy spać.-rzuca kiedy znajdujecie się już w hotelowym pokoju przez siebie zajmowanym, a ty ziewałaś siarczyście
-Och tak, panie Kubiak?-rzucasz w jego kierunku kokieteryjnie- A co takiego będziemy robić?
-Pani Kubiak, już pani wie co.-mówi z szerokim uśmiechem po czym nieśpiesznie zbliża się do ciebie i zatapia swoje usta w twoich. Dość sprawnym ruchem rozpina twoją nieskazitelnie białą suknię, która po chwili ląduje na ziemi. Nie chcąc być gorsza w mgnieniu oka pozbawiasz go już i tak rozpiętej muchy oraz koszuli.- Bez niej wciąż jesteś piękna.-mruczy ci do ucha, a po chwili popycha na łóżko i dokończacie dzieła oddając się sobie nawzajem. To, że tej nocy, a właściwie poranka nie pośpisz za wiele było wręcz do przewidzenia. Tym bardziej, że z przyzwyczajenia budziłaś się jak w zegarku o określonych porach zapominając się, że tej nocy macie powiedzmy, że wolne od wstawania. Generalnie rzecz biorąc spałaś całe trzy i pół godziny. Chętnie pospałabyś o wiele dłużej, ale obowiązki wzywały. Pomimo faktu, iż oddałabyś królestwo za sen, a i delikatnie bolała cię głowa, to byłaś naprawdę szczęśliwa i aż nie mogłaś się napatrzeć na obrączkę widniejącą na twoim serdecznym palcu. O dziwo Michał wyglądał nie gorzej od ciebie, a wczoraj zdecydowanie sobie pofolgował. Kiedy już się ogarnęliście zeszliście do gości, którzy w nieco szczuplejszym gronie aniżeli wczoraj wciąż dobrze się bawili, choć po niektórych widać było wyraźne życiowe zmarnowanie, chociażby po Łasko.
-To gdzie podróż poślubna kochane Kubiaczki?-pyta Iga
-Jak to gdzie? On do Spały na zgrupowanie, ja do Wrocławia.-chichoczesz
-No kolego, ledwo się ochajtałeś i już uciekasz.-wtrąca Łasko
-Obowiązki przyjacielu.-odpowiada trzeźwo- Ciesz się, że ty nie musisz bo będziesz przez najbliższe trzy doby trzeźwiał.
-Musiałem uczcić fakt, iż mój wspaniały przyjaciel, który jeszcze niedawno twierdził, że śluby i dzieci to nie dla niego wpadł w sidła. Drugi raz się taka okazja nie przytrafi!-broni się atakujący
-Dzięki Bogu.-wtrąca z przekąsem Iga
-No Łasko, masz czas do października, aż ten tu delikwent wywiezie nas do Ahmedów.-uśmiechasz się w kierunku ukochanego przyjaciółki
-Dziś chyba nie jest najlepszy dzień żeby rozmawiać ze mną na takie tematy.-kręci zmarnowany głową, a już po chwili pośpiesznie was opuszcza i z całą pewnością gna przez korytarz ku toaletom. Musiałaś przyznać, że kto jak kto, ale Łasko to był udany. Z resztą, oni obydwaj tacy byli.
Po kolejnych kilku godzinach zabawy, wszelakie zabawy dobiegły końca. Jak na organizatorów tego całego zamieszania przystało pożegnaliście się z osobna ze wszystkimi zgromadzonymi przy okazji wysłuchując wszelkich możliwych małżeńskich porad, a to od ciotki, wujka, na siatkarzach kończąc. W okolicach wieczornych mogliście wreszcie wrócić do miejsca swojego bytowania, jakim był twój rodzinny dom i wyściskać swoją małą pociechę, która dzielnie zniosła brak rodziców. Ty jak ty, ale Michał zachowywał się jakby nie widział jej co najmniej miesiąc, nie dobę. Jednak dzięki temu mogłaś się chwilę przespać, do czasu aż Pola nie zapragnęła uwagi mamy, a raczej posiłku.
-Nie wytrzymam chyba tej kadry w tym roku.-kręci głową szatyn
-Nie przesadzaj Kubiak, nie pierwszy i nie ostatni twój wyjazd.
-Już mnie wyganiasz, żono?-pyta rozbawiony przyglądając się ozdobie na twojej prawej dłoni
-O tak, tydzień spokoju dobrze mi zrobi.-mówisz z udawaną powagą po czym wybuchasz cichym śmiechem nie chcąc zbudzić Poli
-Teraz tydzień, potem znowu tydzień na kwalifikacjach i liga światowa w Brazylii.-krzywi się
-Ależ się rodzinny zrobiłeś.-spoglądasz na niego
-Wszystko dzięki mojej cudownej małżonce.-składa czuły pocałunek na twoich ustach- Ale jak tylko wrócę to was zabieram na wakacje, obiecuję.-uśmiecha się, a ty kiwasz jedynie głową.
Wasza sielanka nie trwała zbyt długo bo następnego dnia Michał wybył na zgrupowanie kadry poprzedzające kwalifikacje do europejskiego czempionatu w przyszłym roku. Bez większego planu działania zostałaś we Wrocławiu, za niespełna kilka dni właśnie tu miała grać reprezentacja, a i przy okazji miałaś jakieś towarzystwo, gdyż państwo Łasko wrócili do Jastrzębia i planowali wybyć na weekend. Dni we Wrocławiu minęły nadspodziewanie szybko. Swoją uwagę poświęcałaś oczywiście głównie córce, która miała już blisko trzy miesiące i rosła jak na drożdżach. Oczywiście Michał nie byłby sobą, gdyby nie wydzwaniał po kilka razy dziennie, co momentami było dość irytujące. Też zanim tęskniłaś, ale dzwonienie w takich ilościach powinno być karalne. Naprawdę.
Kiedy nastał weekend, wraz z rodzicami swojego lubego i własnym tatą wybrałaś się na wrocławską halę. Wasza pociecha była jeszcze zbyt mała by naocznie podziwiać poczynania taty i z całą pewnością więcej byłoby z tego kłopotu niż pożytku, więc została z niezawodną babcią. Polacy na pierwszy ogień pokonali dość gładko reprezentację Łotwy, a niemały skład w to miał nie kto inny jak twój mąż. Po meczu mieliście kilkanaście minut na rozmowę, która minęła nawet nie wiedzieć kiedy. Takie były uroki wykonywanego przez Michała zawodu. Oczywiście zobaczyliście się również dnia następnego po meczu z Macedonią, a także kończącego turniej we Wrocławiu meczu ze Słowenią. Tak jak się wszyscy spodziewali Polacy wygrali wszystkie spotkania, a ku twojej uciesze szatyn zagrał rewelacyjnie. Po ostatnim meczu mieliście o niebo więcej czasu do rozmów, choć nie dało się ukryć, że było go jak na lekarstwo. Jako, że nazajutrz reprezentacja miała wylatywać do Słowenii na ostatni turniej korzystając z chwili wolnego spędziliście trochę czasu we troje. Kiedy patrzyłaś na Michała z waszą pociechą na rękach nie potrafiłaś się nie uśmiechnąć widząc jego wielką radość w oczach. Chłonęłaś ten widok, bo mieliście się zobaczyć po raz kolejny za blisko miesiąc. Niestety te chwile nie mogły trwać wiecznie i musieliście się rozstać. Planowałaś zostać jeszcze kilka dni we Wrocławiu, specjalnie nie śpieszyło ci się do Jastrzębia.
Korzystałaś więc z pięknej pogody i wraz z mamą wybrałyście się na spacer po waszym ulubionym parku, do którego chodziłyście, gdy ty byłaś jeszcze dzieckiem. Waszą rozmowę na ten właśnie temat przerwał dźwięk telefonu.
-Co tam Miśku, stęskniłeś się już?-pytasz rozbawiona
-Tak, to też.-dodaje nieco zakłopotany
-Stało się coś?-pytasz zaintrygowana
-No można tak powiedzieć.-wzdycha
-Może tak jaśniej.-odpowiadasz
-Jestem w szpitalu.-mówi prosto z mostu, a tu o mało co nie dostajesz zawału
-Gdzie jesteś? Matko, Michał, co się dzieje?
-Bo jakby to ująć miałem mały wypadek i skończyło się na ortopedii.
-Co dokładniej?-naciskasz
-No bo byliśmy na odnowie i eee.. no jakby to.. było trochę ślisko .. no i chyba złamałem rękę.
-No nie wierzę.-starasz się powstrzymać śmiech- W którym szpitalu jesteś?
-Przeżyję, nie musisz przyjeżdżać.
-Zamknij się Kubiak i powiedz mi który szpital.-przerywasz mu po czym dość niechętnie przekazuje ci wszelkie informacje, a ty niewiele myśląc udajesz się w kierunku jednego z wrocławskich szpitali. Po jakichś piętnastu minutach od zakończenia rozmowy docierasz na miejsce. Po krótkiej chwili rozpoznania dowiadujesz się gdzie znajduje się dokładnie ortopedia i udajesz w jej kierunku. Kiedy wchodzisz na korytarz od razu dostrzegasz szatyna, który siedział wyraźnie zmarkotniały z głową opartą o ścianę w poczekalni.
-Taki duży, a taka sierota.-kręcisz z politowaniem głową
-Dzięki za wsparcie, na żony zawsze można liczyć.-dodaje z nutą rozbawienia
-Co mówił lekarz?-pytasz
-Niestety złamanie.-krzywi się- Dzisiaj czeka mnie jeszcze nastawianie i we wstępnych szacunkach jakieś cztery, a nawet sześć tygodni przerwy.
-No to się załatwiłeś.-kwitujesz doskonale wiedząc, iż nie jest mu do śmiechu w tym momencie. Mimo, że kazał ci wracać do domu to zostałaś z nim i cierpliwie czekałaś w poczekalni na rozwinięcie wydarzeń. Kiedy oczekiwał na zabieg wykonałaś telefon do Igi, a zaraz potem do Michała zadzwonił nie kto inny jak wspaniały przyjaciel Łasko. Nie byłby sobą, gdyby się nie podśmiewał z ofiary losu, ale widocznie trochę podniósł go na duchu bo nie siedział już taki zły na korytarzu. Po kolejnych dwóch godzinach jakie szatyn spędził w gabinecie pod okiem lekarzy kadry wreszcie mógł opuścić szpital z prawą dłonią opakowaną gipsem. Widząc jego podły nastrój nie zaczepiałaś go w żaden sposób, wiedziałaś, że ten typ tak ma i zaraz mu przejdzie. Tym bardziej, że pojutrze mieli się pojawić we Wrocławiu Łasko z Igą, a wy byliście tu uziemieni przynajmniej do końca tygodnia w związku z kontrolą złamanej ręki jaka czekała szatyna. Dnia następnego wydawał się być bardziej życiowy, aczkolwiek wciąż nie mógł przeboleć, iż przez najbliższe tygodnie będzie musiał posługiwać się tylko jedną ręką, gdyż miał kategoryczny zakaz używania prawej. Jednymi słowy zyskałaś kolejne bezbronne stworzenie do opieki na blisko miesiąc.
-Ktoś tu wyszedł za mąż za pierdołę roku!-rzuca na wejściu Łasko
-Poczekajmy aż ty się chajtniesz.-odpowiada z przekąsem Kubiak
-Już się nie złość inwalido wojenny, a raczej basenowy.-chichocze atakujący
-Dobrze, że chociaż nie zemdlałem.
-Całe szczęście bo byś sobie jeszcze ten zakuty sułtański łeb pobił!-dodaje- Chociaż może wróciłoby ci myślenie?-zastanawia się
-Dla mnie jak dla mnie, ale dla ciebie nie ma ratunku. Módl się żeby twoje dzieci nie poszły w ciebie z inteligencją, choć w sumie ze wszystkim.-odpowiada szatyn siadając na kanapie
-Ty uważaj nie rób takich gwałtownych ruchów bo możesz nie wyjść z progu. Znowu!
Jednego byłaś pewna. Jeśli za chwilę nie dojdzie mordu na Łasko to będzie święto. Może i sama pękałaś ze śmiechu, to widziałaś, że Kubiakowi wcale nie było tak wesoło.
Tak to już jest, że poprawiny w mniemaniu gości weselnych nie należą do ulubionych. Po kilku godzinach snu i ogromnym zmęczeniu po prostu nie mogłaś się doczekać aż znajdziesz się we własnych czterech kątach i padniesz na jakieś dwadzieścia cztery godziny. Takie same myśli prawdopodobnie pojawiły się w głowie Michała, ale nie miałaś pewności, bo ukochany nie wyglądał na skorego do rozmów. Co więcej, jego kac miał rozmiary Europy i Azji razem wziętej. Podsumowując, towarzystwo nie nadawało się już do niczego.
- Jak tam samopoczucie? - zagadałaś już przy stole, sadowiąc się obok Mai.
- No powiem ci, że kości mnie trochę bolą i w głowie szumi, ale generalnie jestem zadowolona. - odparła z uśmiechem.
- Błagam was, dziewczyny, ciszej trochę. - mruknął Łasko, od dziesięciu minut mieszając kawę. Uniosłaś brwi i spojrzałaś wymownie na Maję. Ta natomiast wybuchła śmiechem i poklepała Michała po plecach.
- Widzę kolega Łasko w stanie wypoczętym i gotowym do nowych zadań, co? - wyszczerzyła się.
- Kobieto, nie krzycz tak, bo mi głowa pęka. - szepnął i ukrył twarz w dłoniach. - Też wam się wesela zachciało. Żebym ja chociaż coś pamiętał...
- Nie martw się, Michaś, kamerzysta uchwycił każde twoje obtańcowywanie Dimy i Wojtaszka, nie ukryjesz się przed tym. - nagle zmaterializował się Kubiak, o dziwo w stanie dużo lepszym niż jego kolega.
- Jezus Maria, Iga mnie z domu pogoni.
- No tak, bo przecież nic nie widziała wczoraj. - przyjmujący wywrócił oczami. - Oj, przyjacielu, ty do się dzisiaj do niczego nie nadajesz.
- Mam nadzieję, że dzień, góra dwa i wróci mój facet. - dodałaś z nadzieją w głowie.
- Co się już stało, to się nie odstanie, pewne ubytki w psychice pozostawią na zawsze małą lukę w mózgu. - odrzekł Kubiak-psycholog.
Reszta poprawin minęła w takiej samej sennej atmosferze, przerywanej pojedynczymi wspomnieniami z szalonej nocy, jaką dane było wam przeżyć. We Wrocławiu zostaliście jeszcze jeden dzień, który poświęciliście na odespanie i ogarnięcie pojedynczych spraw. Następnego dnia wyruszyliście w podróż powrotną do Jastrzębia. Oboje stęskniliście się już za maluchami, nie mogłaś doczekać się aż wycałujesz Hanię i Antka. Wpadliście do domu i niemal od razu do dziecięcego pokoju, ale ku waszemu niezadowoleniu dwójka małych terrorystów akurat spała.
- Ciszej, obudzicie bliźniaki, a dopiero co zasnęły. - ganiła was twoja mama i czym prędzej wypchała was do salonu, gdzie przeprowadziła z wami przesłuchanie odnośnie ślubu i wesela. Oczywiście od Michała nie dowiedziała się za wiele, bo miał jedną wielką czarną dziurę w pamięci, a z resztą zaraz zabrał się na siłownię. Byłaś pewna, że chciał po prostu uciec przed ciekawością twojej mamy na temat jego spostrzeżeń weselnych. Dni znów leciały jak szalone, znów zostaliście sami z dzieciakami, więc do waszego życia ponownie wkradła się rutyna. Pociechy skończyły miesiąc i sprawiły wam mały prezent w postaci swoich pierwszych uśmiechów. Mogłaś przyznać, że Michał kompletnie przepadł w tym wszystkim i sam zamienił swój mózg w różowy kisiel. Nie ma co, ale kilka razy nakryłaś go na wstawaniu w nocy i po prostu przesiadywaniu w pokoiku dziecięcym. Tak też było tej nocy.
- Mogę umrzeć ze szczęścia? - szepnęłaś, stojąc od kilku minut w progu i obserwując ukochanego, który nie zdawał sobie sprawy z twojej obecności.
- Wystraszyłaś mnie. - odparł, a ty zbliżyłaś się do niego i pogładziłaś go po torsie.
- Mam dwójkę kochanych maluszków i wspaniałego mężczyznę, chyba mam powód do radości, nie sądzisz? - wspięłaś się na palce by złożyć na jego ustach krótki pocałunek.
- A ja mam piękną narzeczoną... - zaczął.
- I?
- ... i teraz się nią zajmę... - odparł zadziornie i złapał cię w pół. Tak też zostałaś wyniesiona z powrotem do sypialni. Gdyby nie śpiące dzieci już na pewno krzyczałabyś na przemian ze śmiechem.
- A teraz co? - zapytałaś, przygryzając wargę.
- To. - szepnął i zamknął ci usta pocałunkiem. Co z tego, że było grubo po 2 w nocy. Jakie znaczenie ma to, że za ścianą dzieci sobie grzecznie spały. Jedynym problemem, który was dotyczył, była szybka pobudka. Nie minęły dwie godziny, a dwaj mali terroryści zza ściany rozpoczęli zmasowany atak na wasze zmęczone i śpiące oblicze. Hania i Antoś 1:0 Iga i Michał.
Następnego dnia wybrałaś się w końcu na mały spacer z maluchami, oczywiście w obstawie siatkarza, który nie miał kompletnie co ze sobą zrobić, bo Kubiaka wywiało na reprezentację. Wybraliście się do pobliskiego parku i po paru rundkach po alejkach, zasiedliście na jednej z ławek. Maluchy spały jak zabite.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Michała, a ten jak oparzony odskoczył kilkanaście metrów z dala od ciebie i rozmawiał z kimś przyciszonym głosem. Niewiele z tego zrozumiałaś i jak skończył spojrzałaś na niego pytająco. Wyglądał, jakby właśnie wygrał na loterii, więc tym bardziej byłaś ciekawa.
- Lecimy do domu, przed tobą misja, musisz spakować siebie, a najlepiej nas na weekend. - oznajmił, szczerząc się.
- Nie rozumiem... - pokręciłaś głową.
- Jedziemy na małe wakacje, co prawda trzydniowe, ale lepsze to niż nic, prawda? - dodał.
- Zwariowałeś. Przecież...
- Nie krzycz, dzieciaki zostają. Wpadają moi rodzice i się wszystkim zajmą, należy się nam mały odpoczynek.
- Wariat z ciebie. I niby dokąd jedziemy?
- Na Mazury. Wiem, że żadne z tego ciepłe kraje, ale myślę, że będzie miło. - odparł, wyraźnie z siebie zadowolony. - Nawet nie mów, że ci się nie podoba.
- Boże, pewnie, że mi się podoba, ale ja nie mogę się nadziwić, jakim cudem ty takie atrakcje wymyślasz i ja się niczego nie domyślam. - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w policzek. - Urodzony organizator.
- Niejedno biuro podróży chciałoby mieć takiego pracownika. Ale wiesz dokąd nie zrealizowałbym wycieczki? - zagadnął. Już wiedziałaś co nastąpi za chwilę. - Do Turcji. Bo niby kto chciałby tam jechać, a ten, który już się na to decyduje, to musi mieć naprawdę nasrane. Wyobrażasz sobie żyć pomiędzy tymi Ahmedami? - pokręcił głową. No tak, temat Ankary nigdy nie śpi.
Wróciliście do domu, gdzie czekali już na was państwo Łasko. Naprawdę dziwiłaś się, że siatkarz potrafił to wszystko tak dobrze zaplanować, że niczego się nie domyśliłaś. Godzina, a już pędziliście drogami Polski ku Mikołajkom! Misja Mazury, czas start!
Po dojechaniu na miejsce i rozpakowaniu, był już wieczór, ale korzystając z jego uroków już wybraliście się nad jezioro. Pod osłoną mroku zapierało dech w piersiach. Następnego dnia korzystaliście z atrakcji, jakie mieliście pod nosem i cały dzień byliście w ruchu. Zapomniałaś już jak to jest nie musieć przejmować się wszystkim wokoło, a jedynie "leżeć do góry brzuchem". Sobota minęła wam można rzec wspaniale, dawno nie czułaś się taka rozluźniona i pełna energii. Wieczorem załapaliście się na jakąś zabawę, a raczej koncert, festyn, czy cokolwiek to było, więc radości nie było końca. Musiałaś przyznać, że narzeczony wykazał się niezłą znajomością tych terenów, tak, że w jeden dzień udało się wam zaliczenie każdej tutejszej atrakcji. Całą niedzielę spędziliście nad wodą, tobie udało się złapać jako taką opaleniznę, a siatkarz potrenował swoje liche umiejętności pływackie. Oczywiście nie obyło się bez wrzucenia cię do jeziora, chociaż zarzekałaś się, iż nie masz zamiaru tam wchodzić. W końcu czym byłyby "wakacje" bez takich szaleństw?
W poniedziałkowy poranek oboje byliście w dobrych humorach, ale niestety przyszło wam już wracać do Jastrzębia. Oprócz wiadomej tęsknoty za małymi terrorystami, najchętniej zostalibyście tam na dłużej. Obiecaliście sobie, że jak dzieciaki podrosną to zrobicie sobie tam dwutygodniowy wypoczynek. A co, jak szaleć to szaleć!
Podczas zbierania gratów z domku i mozolnego pakowania, rozbrzmiał dzwonek twojego telefonu. Dopadłaś go i rozpoczęłaś rozmowę z panią Kubiak, oczywiście.
- Nie zgadniesz co ten ciamajda sobie zrobił! - zaczęła od razu.
- Słucham. - odparłaś.
- Był na odnowie i kuźwa złamał sobie paliczki! No odjebało mu kompletnie, jak można na basenie sobie całą rękę że tak powiem zdupić. No normalnie siedzę z nim u tego lekarza czwartą godzinę i zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. - wydusiła z siebie. No ładnie, tego to się nie spodziewałaś.
- I jakie rokowania?
- No co najmniej 4 tygodnie pauzowania z gipsem na ręce. No powiedz mi, jakim trzeba być... - ściszyła głos. - Dobra, nie będę na niego gadać, bo tak jakby siedzi obok mnie. - zaakcentowała ostatnie słowa i westchnęła. - Macie ochotę na odwiedziny we Wrocku? Łasko pilnie potrzebny, bo mi się chłop mazgai.
Nie rozmawiałyście za długo, ale obiecałaś jej, że wpadniecie na szybko do Wrocławia. Ledwo wyłączyłaś rozmowę, a rozległ się odgłos telefonu Michała.
- Allah akbar, co tam się dzieje, kolego? - usłyszałaś takie oto powitanie i już wiedziałaś, że Kubiak nie chcąc być gorszy, również zadzwonił w celu wyżalenia się.
- Co? Jakie paliczki? Co, kurwa? NA ODNOWIE? Nie, Kubiak, jaja sobie robisz, dobra, dobra, śmieszne, ha ha ha, a teraz koniec żartów. Jak to prawda? No nie gadaj, jak można sobie coś takiego zrobić na basenie?! CZY TY KURNA OCIPIAŁEŚ?
Wygląda na to, że atrakcje dopiero przed wami.
#Maja
Szczerze powiedziawszy nie pamiętałaś nawet kiedy ostatnio się tak wyszalałaś. Nawet na weselu swojego brata pomimo, że byłaś po nim niesamowicie zmordowana drugiego dnia to się tak nie wybawiłaś. Przez tych dobrych kilkanaście godzin zabawy zdążyłaś obtańcować niemal wszystkich panów z waszych rodzin, co najmniej pół reprezentacji Polski jakie się pojawiło na weselu, a także cały zespół z Jastrzębia, nie zapominając przy tym o większej liczbie dzikich pląsów ze swoim ślubnym, czy niezastąpionym drużbą Łasko. Byłaś pełna podziwu, iż pomimo ilości alkoholu jaki w siebie wlali obydwaj z Michałów, funkcjonowali wciąż bez zarzutów. Z całą pewnością mając z tyłu głowy wspomnienia sylwestrowej nocy był to niesamowity postęp w ich wykonaniu. Tym bardziej, że im bliżej poranka tym był aktywniejsi, z resztą jak część towarzystwa, która wciąż pozostała na sali i ani myślała o wyjściu. Oczywiście twój małżonek nie byłby sobą gdyby od godziny piątej nie namawiał cię usilnie na opuszczenie zabawy. Po dwóch godzinach jego jęków i marudzenia, wreszcie dałaś za wygraną. Byłaś wręcz skonana, nogi wołały o pomstę do nieba, a i po wypiciu pierwszy raz od paru miesięcy niewielkiej ilości alkoholu lekko szumiało ci w głowie, więc przystałaś na jego prośby, co spotkało się z wielką aprobatą zainteresowanego.
-O nie słoneczko, nie idziemy spać.-rzuca kiedy znajdujecie się już w hotelowym pokoju przez siebie zajmowanym, a ty ziewałaś siarczyście
-Och tak, panie Kubiak?-rzucasz w jego kierunku kokieteryjnie- A co takiego będziemy robić?
-Pani Kubiak, już pani wie co.-mówi z szerokim uśmiechem po czym nieśpiesznie zbliża się do ciebie i zatapia swoje usta w twoich. Dość sprawnym ruchem rozpina twoją nieskazitelnie białą suknię, która po chwili ląduje na ziemi. Nie chcąc być gorsza w mgnieniu oka pozbawiasz go już i tak rozpiętej muchy oraz koszuli.- Bez niej wciąż jesteś piękna.-mruczy ci do ucha, a po chwili popycha na łóżko i dokończacie dzieła oddając się sobie nawzajem. To, że tej nocy, a właściwie poranka nie pośpisz za wiele było wręcz do przewidzenia. Tym bardziej, że z przyzwyczajenia budziłaś się jak w zegarku o określonych porach zapominając się, że tej nocy macie powiedzmy, że wolne od wstawania. Generalnie rzecz biorąc spałaś całe trzy i pół godziny. Chętnie pospałabyś o wiele dłużej, ale obowiązki wzywały. Pomimo faktu, iż oddałabyś królestwo za sen, a i delikatnie bolała cię głowa, to byłaś naprawdę szczęśliwa i aż nie mogłaś się napatrzeć na obrączkę widniejącą na twoim serdecznym palcu. O dziwo Michał wyglądał nie gorzej od ciebie, a wczoraj zdecydowanie sobie pofolgował. Kiedy już się ogarnęliście zeszliście do gości, którzy w nieco szczuplejszym gronie aniżeli wczoraj wciąż dobrze się bawili, choć po niektórych widać było wyraźne życiowe zmarnowanie, chociażby po Łasko.
-To gdzie podróż poślubna kochane Kubiaczki?-pyta Iga
-Jak to gdzie? On do Spały na zgrupowanie, ja do Wrocławia.-chichoczesz
-No kolego, ledwo się ochajtałeś i już uciekasz.-wtrąca Łasko
-Obowiązki przyjacielu.-odpowiada trzeźwo- Ciesz się, że ty nie musisz bo będziesz przez najbliższe trzy doby trzeźwiał.
-Musiałem uczcić fakt, iż mój wspaniały przyjaciel, który jeszcze niedawno twierdził, że śluby i dzieci to nie dla niego wpadł w sidła. Drugi raz się taka okazja nie przytrafi!-broni się atakujący
-Dzięki Bogu.-wtrąca z przekąsem Iga
-No Łasko, masz czas do października, aż ten tu delikwent wywiezie nas do Ahmedów.-uśmiechasz się w kierunku ukochanego przyjaciółki
-Dziś chyba nie jest najlepszy dzień żeby rozmawiać ze mną na takie tematy.-kręci zmarnowany głową, a już po chwili pośpiesznie was opuszcza i z całą pewnością gna przez korytarz ku toaletom. Musiałaś przyznać, że kto jak kto, ale Łasko to był udany. Z resztą, oni obydwaj tacy byli.
Po kolejnych kilku godzinach zabawy, wszelakie zabawy dobiegły końca. Jak na organizatorów tego całego zamieszania przystało pożegnaliście się z osobna ze wszystkimi zgromadzonymi przy okazji wysłuchując wszelkich możliwych małżeńskich porad, a to od ciotki, wujka, na siatkarzach kończąc. W okolicach wieczornych mogliście wreszcie wrócić do miejsca swojego bytowania, jakim był twój rodzinny dom i wyściskać swoją małą pociechę, która dzielnie zniosła brak rodziców. Ty jak ty, ale Michał zachowywał się jakby nie widział jej co najmniej miesiąc, nie dobę. Jednak dzięki temu mogłaś się chwilę przespać, do czasu aż Pola nie zapragnęła uwagi mamy, a raczej posiłku.
-Nie wytrzymam chyba tej kadry w tym roku.-kręci głową szatyn
-Nie przesadzaj Kubiak, nie pierwszy i nie ostatni twój wyjazd.
-Już mnie wyganiasz, żono?-pyta rozbawiony przyglądając się ozdobie na twojej prawej dłoni
-O tak, tydzień spokoju dobrze mi zrobi.-mówisz z udawaną powagą po czym wybuchasz cichym śmiechem nie chcąc zbudzić Poli
-Teraz tydzień, potem znowu tydzień na kwalifikacjach i liga światowa w Brazylii.-krzywi się
-Ależ się rodzinny zrobiłeś.-spoglądasz na niego
-Wszystko dzięki mojej cudownej małżonce.-składa czuły pocałunek na twoich ustach- Ale jak tylko wrócę to was zabieram na wakacje, obiecuję.-uśmiecha się, a ty kiwasz jedynie głową.
Wasza sielanka nie trwała zbyt długo bo następnego dnia Michał wybył na zgrupowanie kadry poprzedzające kwalifikacje do europejskiego czempionatu w przyszłym roku. Bez większego planu działania zostałaś we Wrocławiu, za niespełna kilka dni właśnie tu miała grać reprezentacja, a i przy okazji miałaś jakieś towarzystwo, gdyż państwo Łasko wrócili do Jastrzębia i planowali wybyć na weekend. Dni we Wrocławiu minęły nadspodziewanie szybko. Swoją uwagę poświęcałaś oczywiście głównie córce, która miała już blisko trzy miesiące i rosła jak na drożdżach. Oczywiście Michał nie byłby sobą, gdyby nie wydzwaniał po kilka razy dziennie, co momentami było dość irytujące. Też zanim tęskniłaś, ale dzwonienie w takich ilościach powinno być karalne. Naprawdę.
Kiedy nastał weekend, wraz z rodzicami swojego lubego i własnym tatą wybrałaś się na wrocławską halę. Wasza pociecha była jeszcze zbyt mała by naocznie podziwiać poczynania taty i z całą pewnością więcej byłoby z tego kłopotu niż pożytku, więc została z niezawodną babcią. Polacy na pierwszy ogień pokonali dość gładko reprezentację Łotwy, a niemały skład w to miał nie kto inny jak twój mąż. Po meczu mieliście kilkanaście minut na rozmowę, która minęła nawet nie wiedzieć kiedy. Takie były uroki wykonywanego przez Michała zawodu. Oczywiście zobaczyliście się również dnia następnego po meczu z Macedonią, a także kończącego turniej we Wrocławiu meczu ze Słowenią. Tak jak się wszyscy spodziewali Polacy wygrali wszystkie spotkania, a ku twojej uciesze szatyn zagrał rewelacyjnie. Po ostatnim meczu mieliście o niebo więcej czasu do rozmów, choć nie dało się ukryć, że było go jak na lekarstwo. Jako, że nazajutrz reprezentacja miała wylatywać do Słowenii na ostatni turniej korzystając z chwili wolnego spędziliście trochę czasu we troje. Kiedy patrzyłaś na Michała z waszą pociechą na rękach nie potrafiłaś się nie uśmiechnąć widząc jego wielką radość w oczach. Chłonęłaś ten widok, bo mieliście się zobaczyć po raz kolejny za blisko miesiąc. Niestety te chwile nie mogły trwać wiecznie i musieliście się rozstać. Planowałaś zostać jeszcze kilka dni we Wrocławiu, specjalnie nie śpieszyło ci się do Jastrzębia.
Korzystałaś więc z pięknej pogody i wraz z mamą wybrałyście się na spacer po waszym ulubionym parku, do którego chodziłyście, gdy ty byłaś jeszcze dzieckiem. Waszą rozmowę na ten właśnie temat przerwał dźwięk telefonu.
-Co tam Miśku, stęskniłeś się już?-pytasz rozbawiona
-Tak, to też.-dodaje nieco zakłopotany
-Stało się coś?-pytasz zaintrygowana
-No można tak powiedzieć.-wzdycha
-Może tak jaśniej.-odpowiadasz
-Jestem w szpitalu.-mówi prosto z mostu, a tu o mało co nie dostajesz zawału
-Gdzie jesteś? Matko, Michał, co się dzieje?
-Bo jakby to ująć miałem mały wypadek i skończyło się na ortopedii.
-Co dokładniej?-naciskasz
-No bo byliśmy na odnowie i eee.. no jakby to.. było trochę ślisko .. no i chyba złamałem rękę.
-No nie wierzę.-starasz się powstrzymać śmiech- W którym szpitalu jesteś?
-Przeżyję, nie musisz przyjeżdżać.
-Zamknij się Kubiak i powiedz mi który szpital.-przerywasz mu po czym dość niechętnie przekazuje ci wszelkie informacje, a ty niewiele myśląc udajesz się w kierunku jednego z wrocławskich szpitali. Po jakichś piętnastu minutach od zakończenia rozmowy docierasz na miejsce. Po krótkiej chwili rozpoznania dowiadujesz się gdzie znajduje się dokładnie ortopedia i udajesz w jej kierunku. Kiedy wchodzisz na korytarz od razu dostrzegasz szatyna, który siedział wyraźnie zmarkotniały z głową opartą o ścianę w poczekalni.
-Taki duży, a taka sierota.-kręcisz z politowaniem głową
-Dzięki za wsparcie, na żony zawsze można liczyć.-dodaje z nutą rozbawienia
-Co mówił lekarz?-pytasz
-Niestety złamanie.-krzywi się- Dzisiaj czeka mnie jeszcze nastawianie i we wstępnych szacunkach jakieś cztery, a nawet sześć tygodni przerwy.
-No to się załatwiłeś.-kwitujesz doskonale wiedząc, iż nie jest mu do śmiechu w tym momencie. Mimo, że kazał ci wracać do domu to zostałaś z nim i cierpliwie czekałaś w poczekalni na rozwinięcie wydarzeń. Kiedy oczekiwał na zabieg wykonałaś telefon do Igi, a zaraz potem do Michała zadzwonił nie kto inny jak wspaniały przyjaciel Łasko. Nie byłby sobą, gdyby się nie podśmiewał z ofiary losu, ale widocznie trochę podniósł go na duchu bo nie siedział już taki zły na korytarzu. Po kolejnych dwóch godzinach jakie szatyn spędził w gabinecie pod okiem lekarzy kadry wreszcie mógł opuścić szpital z prawą dłonią opakowaną gipsem. Widząc jego podły nastrój nie zaczepiałaś go w żaden sposób, wiedziałaś, że ten typ tak ma i zaraz mu przejdzie. Tym bardziej, że pojutrze mieli się pojawić we Wrocławiu Łasko z Igą, a wy byliście tu uziemieni przynajmniej do końca tygodnia w związku z kontrolą złamanej ręki jaka czekała szatyna. Dnia następnego wydawał się być bardziej życiowy, aczkolwiek wciąż nie mógł przeboleć, iż przez najbliższe tygodnie będzie musiał posługiwać się tylko jedną ręką, gdyż miał kategoryczny zakaz używania prawej. Jednymi słowy zyskałaś kolejne bezbronne stworzenie do opieki na blisko miesiąc.
-Ktoś tu wyszedł za mąż za pierdołę roku!-rzuca na wejściu Łasko
-Poczekajmy aż ty się chajtniesz.-odpowiada z przekąsem Kubiak
-Już się nie złość inwalido wojenny, a raczej basenowy.-chichocze atakujący
-Dobrze, że chociaż nie zemdlałem.
-Całe szczęście bo byś sobie jeszcze ten zakuty sułtański łeb pobił!-dodaje- Chociaż może wróciłoby ci myślenie?-zastanawia się
-Dla mnie jak dla mnie, ale dla ciebie nie ma ratunku. Módl się żeby twoje dzieci nie poszły w ciebie z inteligencją, choć w sumie ze wszystkim.-odpowiada szatyn siadając na kanapie
-Ty uważaj nie rób takich gwałtownych ruchów bo możesz nie wyjść z progu. Znowu!
Jednego byłaś pewna. Jeśli za chwilę nie dojdzie mordu na Łasko to będzie święto. Może i sama pękałaś ze śmiechu, to widziałaś, że Kubiakowi wcale nie było tak wesoło.
~*~
Joan: Cześć! Jako, że mieszkamy z Caro po dwóch różnych stronach Polski, nie mogę was przywitać iście wiosennie, ponieważ u mnie... pada śnieg! A raczej coś śniegopodobne. W dzisiejszym rozdziale dużo się dzieje, Michał wyrwał Igę na małe wakacje, a ich wierny przyjaciel zaliczył kontuzję roku na odnowie. Mam wrażenie, że pomysły na kolejne części nie skończą się nam nigdy i będziemy was "katować" przez długie lata. Z pewnością ten duet zahaczy o setne rozdziały! Do zobaczenia za tydzień, kochani! <3
wingspiker: Witam w ten piękny, iście wiosenny dzień! Pogoda za oknem sprzyja wszelakim spacerom, aż nie chce się siedzieć w książkach. Jak mus to mus. U naszych bohaterów również się nieco dzieje, wesele minęło, pora wracać do rzeczywistości. Jeden delikwent nam się poturbował, drugi ma okazję do jeszcze większego darcia łacha przy okazji wciąż nie mogąc przeboleć Turcji. Jednymi słowy, rozdział jak rozdział u Łasków i Kubiaków.
Miłego tygodnia, w końcu z tydzień starcie gigantów, czyli Finaal Four! ;))
5 komentarzy = nowość
Ta sierota to się załatwiła. Łasko ma z niego niezły ubaw, ale może kiedyś ko los skrzywdzi. Maja ma teraz o jednego więcej do opieki. Chociaż było wesoło, ale jednu to tak nie koniecznie.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńnie wiem skąd wy bierzecie te wszystkie żarciki i sentencje ale normalnie płaczę za każdym razem jak czytam. Czyżby jakaś kłótnika papużek nierozłączek?
OdpowiedzUsuńżartów końca nie będzie hihi genialny :)
OdpowiedzUsuńznowu wyje ze śmiechu, załóżcie swojemu Lasko fanklub jakiś co? ;)
OdpowiedzUsuń