Czas mijał
nieubłaganie. Z kolejnych dni robiły się tygodni, a z tych miesiące. Nim się
spostrzegłaś przybrałaś rozmiar sporej ciężarówki, przynajmniej we własnej
ocenie, a także przekroczyłaś próg dziewiątego miesiąca. Co za tym szło byłaś
zwarta i gotowa na wszelakie wydarzenia jakie mogła zafundować wasza pociecha,
która również wedle zapewnień pani ginekolog była gotowa by pojawić się w
waszym życiu. W zasadzie odkąd powitał was miesiąc luty Michał chodził tak
zestresowany, iż poważnie zaczynałaś się zastanawiać czy wytrzyma bez zawału do
marca. Nie było chyba minuty w waszym życiu by nie spytał cię czy aby na pewno
wszystko w porządku. W porównaniu z nim byłaś oazą spokoju, naprawdę. Już tym
bardziej, że z każdym kolejnym dniem, co raz bardziej wariował. Był koniec
lutego, a ty byłaś na skraju powstrzymania się od dania mu w twarz. Momentami
tak cię wkurzał, iż w duchu błagałaś Polę, żeby dłużej nie kazała ci tego
wysłuchiwać.
-Wiem o co chcesz
spytać i nie polecam ci tego, inaczej dostaniesz w twarz, nie żartuję.-mówisz
kiedy wchodzisz do łazienki i zastajesz tam golącego się Kubiaka, a ty sama
sięgasz po szczoteczkę do zębów i siadasz na brzegu wanny szorując zęby
-Jak zwykle miła z
rana.-wtrąca rozbawiony
-Po prostu mam cię
już dość.-warczysz
-Przykro mi skarbie,
szybko się mnie nie pozbędziesz.
-Trzeba było iść do
zakonu, chociaż nie czułabym się jak chodzący walce gotowy do mordu.-jęczysz
-I kto by cię do
niego przyjął? Takich zdeprawowanych gorących szatynek nie przyjmują.-szczerzy
się
-Ty coś musisz chcieć
skoro jesteś taki milusi Misiu.-mierzysz go wzrokiem- Och, niech zgadnę, Łasko
chce jutro wpaść na opijanie twojej starości?
-Hej, jestem od
ciebie starszy tylko kilka miesięcy kobieto.-zauważa- No tak jakby.-uśmiecha
się uroczo- Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
-Jak
chcesz.-wzruszasz ramionami dokańczając mycie zębów i myjąc twarz uprzednio
nieco przesuwając Kubiaka. Gdy kończysz te czynności on nagle cię obejmuje.
-Nie złość się już
księżniczko.-trąca swoimi nosem twój- Już bliżej jak dalej.
-Wiem to Michał, ale
ja już naprawdę nie mogę.-wzdychasz- Wszystko i wszyscy na czele z tobą mnie
denerwują, a do tego czuję się jakbym za chwilę miała się rozsypać. Do tego
wszystko mnie boli i czuję się jak ogromny potwór.-krzywisz się opierając głowę
o jego tors- Mam dość.-mówisz ciszej
-Wiem skarbie.-odpowiada
ci równie cicho- Jeszcze tylko chwilka, damy radę.-mówi po czym całuje cię w
czubek głowy.
Byłaś wdzięczna niebiosom, że obdarzyły cię tak wyrozumiałym
facetem. Może i cię niemiłosiernie denerwował, ale jak mało kto miał do ciebie
cały ogrom cierpliwości. Byłaś pełna podziwu, iż tak radził sobie z twoimi
kryzysami i humorkami. Gdybyś była na jego miejscu chyba już dawno byś załatwiła
sobie izolatkę. Chociaż może waszej dwójce by się przydała. Michał cię nieco
uspokoił, ale uczucie to trwało niespełna cztery godziny. Tegoż samego dnia
odbyliście jeszcze jedną, jak nie ostatnią wizytę u pani doktor. Jak się
dowiedzieliście cię, wedle jej prognoz nie powinnaś urodzić po terminie. Ba,
pani ginekolog wywróżyła ci, iż nie dotrwasz nawet do piątego marca. Tym
sposobem lada dzień mogliście zostać rodzicami, a w oczach Michała dostrzegłaś
kompletną panikę. Nie chciałaś sobie wyobrażać, co zrobi, gdy faktycznie tak
chwila nastąpi. Z całą pewnością to ty, będziesz musiała uspokajać jego.
-Ani słowa.-cedzisz
przez usta, gdy wychodzicie z gabinetu pani doktor, a on jedynie marszczy brwi.
W ciszy wracacie do domu. Jesteś tak niespokojna, że nie potrafisz wysiedzieć
przez pięć minut na miejscu. Widzisz, że i Kubiakowi udzieliła się ta atmosfera
bo również krąży po mieszkaniu jak skołowany. -Tylko nie zejdź na zawał bo Łasko nie będzie
miał z kim libacji uprawiać.-śmiejesz się, a on mierzy cię wzrokiem.
-Co mnie obchodzi
przygłupi Łasko, skoro zaraz możesz zacząć rodzić?-pyta z całkowitą powagą
-Uspokój się Kubiak
bo panikujesz bardziej niż ja.-ganisz go- No chyba tego nie unikniemy, ja
wiecznie nie zamierzam chodzić z brzuchem, a twoje sylwestrowe libacje nie mogą
pójść na marne.-dodajesz- Uspokój się albo śpisz na kanapie głupku.
Udało ci się go względnie uspokoić bo nie patrzył na ciebie
wzrokiem jakbyś była ofiarą, co najmniej potrącenia przez starszą panią na
rowerze i nie chodziło jak głupi po mieszkaniu bez większego celu. Mimo to
siedział jak na szpilkach i co chwila spoglądał w twoim kierunku jak gdyby
upewniając się, że to jeszcze nie teraz. Tak właśnie upłynął wam wieczór. O
dziwo noc przespałaś niemal w całości, co ostatni raz zdarzyło ci się chyba
dobre pół roku temu. Na tym twoje dobre samopoczucie się skończyło, bo gdy
wstałaś poczułaś się jak przejechana przez walec z bólem pleców. Dzień jak, co
dzień. Widząc, iż Kubiak wciąż pogrążony był w śnie udałaś się z tajną misją do
salonu. Był dzisiaj w końcu dwudziesty trzeci dzień lutego, a co za tym szło,
twój mężczyzna starzał się o cały rok. W zasadzie ledwie zdążyłaś dotrzeć do
salonu, a w progu sypialni pojawił się rozespany szatyn. Uśmiechnęłaś się na
jego widok, a on wciąż tajemniczo mierzył cię wzrokiem.
-Wszystkiego
najlepszego mój ulubiony dwudziestosześcioletni przewrażliwiony i wkurzający
Kubiaku.-mówisz kiedy do ciebie podchodzi i wręczasz mu drobny podarek. Dość
dobitnie dawał ci do zrozumienia, że nie wymaga od ciebie żadnego prezentu, ale
widziałaś w jego oczach, że cieszył się jak dziecko rozpakowując prezent, a
także widząc co to jest. Nie szarpałaś się na wspaniałe podarki, nie byłaś za
bardzo w stanie na takie gesty. Stwierdziłaś, że seria książek ulubionego
autora kryminałów powinna go zaspokoić. W zasadzie to się nie myliłaś.
W spokoju zjedliście
śniadanie, chociaż ty niewiele zjadłaś, co było dość dziwne. Nie czułaś się na
siłach żeby w ogóle próbować wmuszać w siebie jakiekolwiek ilości jedzenia. Po
posiłku Kubiak wybywa na dwugodzinny trening, a ty bez większych chęci do życia
telefonujesz do przyjaciółki. Odbywacie zdecydowanie za długą rozmowę, bo
niedługo po jej zakończeniu do mieszkania wpada dzisiejszy solenizant. Przez
dłuższą chwilę waha się, czy aby nie odwołać odwiedzin Michała i Igi z racji
twojej dzisiejszej nie najlepszej dyspozycji, ale ostatecznie daje się
przekonać. Po ogarnięciu wspólnymi siłami mieszkania w okolicach godziny
szesnastej w waszych drzwiach pojawiają się goście. Jesteś dzisiaj taka
otępiała, że nie bardzo skupiasz się na tym, co mówią. W zasadzie jesteś obecna
tylko ciałem. Siedzisz obok Michała wsparta o jego ramię zastanawiając się kiedy
ten dzień się skończy. Może nie mówisz na głos o swoim złym samopoczuciu, ale
wszyscy dookoła muszą to dostrzegać i dość szybko się zmywają. O dziwo cała
impreza skończyła się wyjątkowo kulturalnie w zasadzie bez większych
alkoholowych ekscesów.
Po wyjściu Michała i
Igi kręcisz się niespokojnie po mieszkaniu i zatrzymujesz się przed pokojem
waszej pociechy, a wtedy twoja ręka mimowolnie wędruje na brzuch. Lada dzień
miała być z wami, wciąż nie mogłaś w to uwierzyć. Po niespełna kilku minutach
musiałaś chyba tą wiadomość przyjąć o wiele szybciej do wiadomości aniżeli
planowałaś. Najpierw poczułaś delikatny skurcz, a potem kolejny, tyle, że o
większym natężeniu. Nie minęła sekunda, a wpadłaś w totalną panikę.
-Michał?-rzucasz
nieco głośniej
-No?-odpowiada wciąż
leżąc na kanapie
-To chyba
już.-przełykasz głośno ślinę
-Co?-pyta
-Rodzę
kretynie!-krzyczysz, a on w jednej chwili zrywa się z kanapy i jest przy tobie
-Już?-rzuca
spanikowany- Kurwa, to sobie wybrała chwilę, wyczucie czasu jak wujek Łasko.-mówi
podenerwowany po czym biegiem gna w kierunku sypialni, a ty kulisz się pod
wpływem kolejnego skurczu. -Ale jesteś pewna?-dopytuje
-Nie, jaja sobie
robię.-warczysz, a po chwili aż jęczysz z bólu.
-Boże, tylko bez paniki,
spokojnie.
-Jedyną osobą, która
tu panikuje jesteś ty, a to ja rodzę.-mówisz zła, czym pobudzasz go do
działania. Nie mija dziesięć minut, a jesteście już w szpitalu. Jeszcze chyba
nigdy nie widziałaś go tak zdenerwowanego. Z resztą z tobą nie było lepiej. Ból
się nasilał, a ty miałaś wrażenie, że za chwilę eksplodujesz. Miałaś łzy w
oczach, a do tego momentami wyłaś z bólu. Po szybkim badaniu usg twoja pani
doktor natychmiast oddelegowała cię na salę porodową. Zaczęło się więc to,
czego tak bardzo się obawiałaś.
-No to
zaczynamy.-mówi doktor prowadząca twoją ciążę- Proszę się odprężyć, wziąć
głęboki oddech i zacząć przeć.
-Odprężyć?!-kpisz, a
po chwili twoje całe ciało przeszywa okropny ból. W tej chwili stwierdziłaś, że
wasza córka będzie jedynaczką bo takiego bólu nie życzyłabyś chyba najgorszemu
wrogowi. W myślach wymyślałaś też Kubiaka, choć przecież nie był temu winny.
Wtedy nie myślałaś zbyt racjonalnie.
-Wiem, że jest pani
zmęczona, ale już naprawdę niewiele zostało.-dodaje ci otuchy położna- Jeszcze
raz, góra dwa. Mam zawołać tatę?
-O nie, jeszcze jego
tu brakuje.-warczysz po czym resztkami sił krzycząc tak, że słyszało cię chyba
pół Jastrzębia wykonujesz polecenia pielęgniarki. Byłaś okropnie wyczerpana. Z
całą pewnością, gdyby nie potworne skurcze to byś zasnęła wycieńczenia. Byłaś
wpół przytomna. Wydawało ci się, że trwa to już kilka godzin, a minęło dopiero
dwie godziny z hakiem.
-Przysięgam, to
ostatni raz i już będzie po wszystkim.-motywuje cię w dalszym ciągu do
działania kobieta. Jesteś tak wykończona, że nie masz nawet siły krzyczeć z
bólu. Nie masz zielonego pojęcia skąd bierzesz siłę by zrobić to, o co cię
prosi. Robisz to dusząc w sobie łkanie spowodowane nadmiernym bólem. Jesteś tak
cholernie skonana, że nawet oddychanie jest dość trudną czynnością. Skonana,
ale okropnie szczęśliwa. Dlaczego? Bo w niemal tej samej chwili słyszysz płacz
dziecka. Mimowolnie łzy zaczynają płynąć po twoich policzkach. Tym bardziej nie
potrafisz powstrzymać ich w chwili, gdy pielęgniarka podaje ci twoje maleństwo.
Totalnie się rozklejasz. Nie zauważasz nawet z tego wszystkiego kiedy Michał
pojawia się obok ciebie i całuje cię w czoło.
-Byłaś okropnie
dzielna słoneczko.-szepcze ci do ucha- O mój Boże. Ona jest taka cudowna.-mówi
przejęty patrząc na waszą córkę- Tak bardzo cię kocham Maja.
-No to wszystkiego
najlepszego tatusiu.-odpowiadasz mu cicho z uśmiechem, a on jeszcze raz cię
całuje.
-To najlepszy prezent
jaki kiedykolwiek dostałem.-śmieje się cicho- Dziękuję.-patrzy ja urzeczony na
waszą pociechę- Mogę?-pyta niepewnie po chwili, a ty kiwasz jedynie głową i rozpływasz
się nad tym widokiem.-Na pewno nic jej nie
zrobię? Ona jest taka mała.
-Na pewno.-przytakujesz-
Przyzwyczajaj się tatusiu, że będziemy tak biegać codziennie kilkanaście razy w
dzień i w nocy.-dodajesz- Z resztą z tego, co wiem to nie należy wcale do
najmniejszych jeśli już o tym mowa.
-Urodzeni dwudziestego
trzeciego lutego tak mają.-szczerzy się- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo
was kocham i jak szczęśliwym człowiekiem mnie dzisiaj uczyniłaś.-uśmiecha się
najpiękniej jak tylko potrafi, a ty choć była skonana to byłaś w tej chwili
najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Patrzysz na tą mała
kruszynkę i wciąż nie wierzysz, że jest już wami. Zostaliście rodzicami. To
wciąż było dla ciebie kompletną abstrakcją. Jednak im dłużej na nią patrzyłaś,
tym bardziej się w niej zakochiwałaś. Warto było tyle wycierpieć. Nie tylko
dzisiaj. Ona była dla was najlepszą nagrodą za to wszystko.
#Iga:
Sama nie wiedziałaś gdzie podziały się te dni, które dopiero
co przeżywałaś. Czas najwyraźniej nieźle się bawił, pędząc jak szalony. Z
każdym dniem twoje obawy wzmagały się jeszcze bardziej. Przecież dopiero co
były święta, styczeń, luty, a już za pasem był marzec. Przestałaś dbać o pozory
i marudziłaś Michałowi dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- O zapomniałabym, mam jutro wizytę u lekarza. -
powiedziałaś podczas obiadu.
- Może w końcu dowiemy się kto się tam chowa. - wskazał na
twój pokaźnych rozmiarów brzuch.
- To nie jest śmieszne, noszę dwa małe wstydnisie. Mogłyby
chociaż raz pokazać podczas badania swoje narządy. - westchnęłaś.
- Mam przeczucie. To dwójka chłopców. - odparł z uśmiechem
na twarzy.
- Zapomnij, tatuś. Ja wiem lepiej i to są dwie babeczki. -
pogroziłaś mu palcem.
- Tylko żeby rude się nie urodziły. - mruknął, a widząc
twoją minę wyszczerzył się głupio.
- Miejmy nadzieję, że inteligencję będą miały po matce, bo
ojciec to szkoda gadać. - fuknęłaś obrażona.
- I będą biegały takie małe rude pracusie.
- Jeszcze jedno słowo, a śpisz na wycieraczce. - zgromiłaś
go wzrokiem.
- Nie denerwuj się, kochanie, spokojnie ,oddychaj, jeszcze
dwa miesiące. - posłał ci szarmancki uśmiech.
- Za to Majce niewiele, mówiła mi ostatnio, że Kubiak totalnie
zwariował i denerwuje się gorzej niż ona. - zaśmiałaś się. - Ale u nas
wystarczy, że ja odchodzę od zmysłów, ty lepiej nie rób żadnych głupot.
- Tak jest. Pamiętasz o tym, że dziś wybywamy? - dodał.
- Co? - zdziwiłaś się. Nie przypominałaś sobie o żadnym
wyjściu.
- No jak to, przecież Kubiak dziś ma urodziny. Trzeba
odwiedzić tego staruszka zanim się rozsypie. - no tak. Jak mogłaś zapomnieć.
Wielebny Michał kończy dwudzieste szóste urodziny. Nie ma co dziwić się, że
Łasko tak bardzo na to czeka. Zastanawiałaś się tylko, czy szykuje się powtórka
z Sylwestra, czy w końcu dojdzie do jakiegoś kulturalnego spotkania.
- Twój dzisiejszy przydział to lampka wina, ewentualnie piwo.
- uśmiechnęłaś się do niego zawadiacko.
- Przepraszam bardzo, ale ja się na nic takiego nie
zgadzałem. To nie zależy ode mnie, a skoro solenizant stawia... - zaczął.
- To twój ostatni raz przed narodzinami dzieci. - mruknęłaś.
- Dobrze, jak sobie pani życzy. - wstał i objął cię
ramieniem. - Z resztą, szybko to załatwimy, bo z tego co zdążył mi przekazać
Kubiak, Majka jest już na granicy.
- Chyba granicy wytrzymałości z tym patałachem. -
prychnęłaś. Swoją drogą dobrze, że mieliście zaplanowaną wizytę u Kubiaków, bo
ostatnimi czasy Majka jest centrum twojej ciążowej wiedzy. W duchu dziękowałaś
przyjmującemu za to, że spłodził Polę wcześniej od atakującego. Może brzmi to
zabawnie, tudzież dziwnie, ale dzięki temu miałaś idealnie zobrazowane co cię
czeka w najbliższej przyszłości. Miałaś tylko nadzieję, że Łasko nie zacznie
brać przykładu z kolegi z klubu. Mogłoby to doprowadzić do całkowitej zagłady w
Jastrzębiu. W końcu kobieta w ciąży i facet w stanie ogólnego poruszenia to nie
jest zbyt dobre połączenie.
O dziwo wizyta u Majki i Michała przebiegła wyjątkowo
spokojnie. Może dlatego, że twoja przyjaciółka faktycznie była już w stanie
bliskim rozwiązania, więc nie chcieliście ich długo męczyć swoją obecnością.
- Widzę, że już bliżej niż dalej. - powiedziałaś uśmiechając
się.
- Kochana, szacuję, że dzień dwa i po mnie. Ja się aż tak
nie boję, bardziej denerwuję się tym, czy ten o - wskazuje na Kubiaka
wręczającego piwo twojemu ukochanemu - przeżyje, jeśli powiem mu, że to już. -
parsknęła śmiechem.
- Chyba czas odseparować ich od siebie, bo jak mi Łasko
zacznie tak marudzić... - zaczęłaś.
- A ja słyszałam ciche pogłoski, że w tym związku to pani
domu okazała się tą marudzącą. - wyszczerzyła się.
- Nie mów, że już się wam tym pochwalił? - zdziwiłaś się. -
Dziś śpi na hali, w samochodzie, gdziekolwiek, ale nie w mieszkaniu.
- Oj przestań, jeszcze ci się przyda, jak butów nie będziesz
mogła założyć. - zaśmiała się.
- Już wystarczy, że dziś zastanawiał się nad tym, czy nasze
dzieci będą rude.
- Mój człowiek. Oj Iguś, wszystko na spokojnie, może jednak
odziedziczą po ojcu kolor włosów?
- Mam nadzieję, że tylko to. - westchnęłaś. Spojrzałaś na
Łasko. No tak, w otoczeniu Kubiaka czuł się jak ryba w wodzie. Byli tak
pochłonięci rozmową, oczywiście o siatkówce, że z pewnością jeśli zaczęłybyście
ich obgadywać prawdopodobnie nie zrobiłoby to na nich większego wrażenia. Ba, o
ile by to w ogóle usłyszeli i przetworzyli.
Po godzinie usunęliście się z lokum Kubiaków. Dłuższe
męczenie Mai nie miało sensu, już sama zaczynałaś rozumieć jak czasami wszystko
może wkurzać. Wieczór minął wam jak zwykle bez rewelacji. W obecnym czasie
prawie każdy tak wyglądał, może dlatego, że ostatnio zrobiłaś się strasznie
senna. A poza tym, kręgosłup dawał ci nieźle w kość, więc zazwyczaj wylegiwałaś
się w łóżku.
Następnego dnia miałaś umówioną wizytę u lekarza.
Wiedziałaś, że Michał nie może być tam z tobą, bo ma trening, a mimo to wciąż
miałaś nadzieję, że jakoś uda mu się wyrwać.
- Nie dasz rady zerwać się z dzisiejszego treningu, no nie?
- mruknęłaś do zaspanego Łasko.
- Wiesz, że naprawdę chciałbym.. - zaczął nerwowo.
- Tak, tak, wiem. W sobotę mecz. - westchnęłaś.
Tak więc atakujący pojechał wylewać siódme poty na treningu,
a ty wyruszyłaś do przychodni. Jakiś czas spędziłaś w poczekalni, gdzie
wymieniłaś parę informacji z innymi ciężarnymi. W końcu każda kobieta w ciąży
to teraz dla ciebie przyjaciółka. W końcu przyszła twoja kolej i wślizgnęłaś
się do jasnego gabinetu młodej pani doktor.
- Witam pani Kowalczyk. I jak tam się macie? - uśmiechnęła
się na powitanie.
- W sumie to.. -zaczęłaś i nie zdążyłaś skończyć, bo nagle
ktoś zapukał do drzwi. Nie minęła chwila, a zobaczyłaś... Łasko. Nagle
zachciało ci się śmiać. Siatkarz w gabinecie ginekologa wyglądał jak wyjęty z
jakiejś komedii. Nie miałaś czasu by go nawet spytać jakim cudem się tutaj
znalazł, bo zaraz leżałaś na kozetce i z zapartym tchem wpatrywałaś się w
ekran, gdzie mogłaś śledzić ruchy bliźniaków.
- No i co my tu mamy. Jest dziewczynka... i chłopczyk. -
powiedziała doktor.
- Naprawdę? - zdziwiłaś się i spojrzałaś na Michała.
Ostatnio widziałaś go tak rozpromienionego podczas wakacji, gdzie dał popis
wokalny z Kubiakiem na balkonie w hotelu.
- No to wychodzi na to, że będzie baletnica i siatkarz. -
zaśmiałaś się podczas drogi powrotnej.
- Najważniejsze, żeby były zdrowe. I zawsze może być
siatkarka i siatkarz.
- Zapomnij, kochany. W ogóle jakim cudem się tam znalazłeś?
- zapytałaś.
- Ano właśnie. Majka wczoraj urodziła.
- Majka urodziła?! Matko, trzeba ją odwiedzić! Ale co to ma
do ciebie?
- Kubiak dostał dziś wychodne, więc ja też poświeciłem
oczyma i popędziłem do ciebie. - odparł wyraźnie uradowany.
- Urodzony kombinator. - zaśmiałaś się.
- Ale twój.
- Fakt. Mój. - dodałaś. No ładnie. Wychodzi na to, że
zostałaś "ciocią". A do tego nadszedł czas, kiedy w końcu możesz z
Michałem męczyć się nad wyborem imion dla dzieci. I jakoś lekko ci było na
sercu. Ciekawe czemu?
~*~
wingspiker: Witam w piątek i w ferii początek! (No przynajmniej u nas :P) Przepraszam za tygodniową obsuwę, obydwie miałyśmy sporo na głowie i po prostu nie było mowy o pisaniu. W rozdziale się dzieje, troszeczkę nadgoniłyśmy z akcją i tym oto sposobem mamy na świecie małą pannę Kubiak, a także oczekujemy na parkę małych Łasków! Słodyczy nie ma końca! :D Miłego weekendu, ja zmykam się pakować na tydzień białego szaleństwa! Ahoj!
Joan: Cześć kochane! Ja do was piszę z wyprzedzeniem, ponieważ jutro mam konkurs i natłok zajęć. Dobrze, że Caro panuje nad tym wszystkim, to ona jest tutaj głównodowodzącą. Powiem wam, że bez niej ten blog nie trzymałby się tak dobrze, jak teraz. :D Także, chwalmy Karolinę! Co do rozdziału, Majka urodziła, Iga coraz bliżej, prawdziwe baby boom! Miłych ferii tym, którzy razem ze mną je zaczynają. <3
CUDOWNY <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTeraz czas na małych Łasków *.*
Miłych ferii, od tej która je już niestety kończy...:(
Pozdrawiam :*
Tyle czekania i wreszcie Pola jest na świecie <3 Meega się cieszę. Ale zdziwiło mnie, że Michał nie był rzy porodzie. biedaczek by nie wytrzymał i okazał słabość ? :D Nie wnikam hah. teraz czekam na Łasków i jakieś ciekawe akcje, bo zapewne sielanka nie będzie wieczna :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Majka i Kubiak jako rodzice, parka u Igi i Łasko! Nie no dziewczyny, rozpieszczacie <3 Jak zawsze rozdział cudowny :) Weny i do następnego ;*
OdpowiedzUsuńHej dziewczynki :) jestem tu nowa ale mimo sesji szybko nadrobiłam wszystkie rozdziały :) Bardzo wciągnęło ,mnie to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały :) Pozdrawiam A.
OdpowiedzUsuńŚwietnie :) Zapraszam do mnie: http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń